21 czerwca 2015

Gokukoku no Brynhildr


Recenzuję jako pierwsze, bo na świeżo po oglądaniu :)

 Autorem historii jest Okamoto Lynn, stąd widać spore podobieństwo motywu do jego innej mangi - Elfen Lied. Jeśli ktoś czytał/oglądał, Gokukoku również powinno się spodobać. Klimat bardzo podobny. Mamy laboratorium, eksperymenty na nastoletnich dziewczynach, niewyjaśnione moce, oraz prześladujące fatum tylko w innej scenerii.
 Anime jest krótkie - ma tylko 12 odcinków więc trzeba się spodziewać, że trochę rzeczy pominięto, tudzież coś zmieniono. Seria mogłaby być dłuższa, co widać szczególnie pod koniec, ale dostała 12 odcinków, więc trzeba się ze wszystkim zmieścić. Nie ukrywam, że można to było rozplanować inaczej. Gdyby pominąć trochę komediowych wątków, wtedy nie byłoby problemu z zakończeniem. Ale co o właściwie chodzi?
 Akcja galopuje do przodu jak mustang, a odcinki kończą się zawsze w złym momencie, zachęcając do obejrzenia następnego. Do czasu. Gdzieś w środku serii, wszystko zwalnia, jak w wielkim korku i zaczyna się haremowa komedia. Wszystko okej, przecież chcemy bardziej poznać te postacie, trzeba trochę odsapnąć żeby zawału nie dostać…Eee…No tak, ale chyba ktoś zapomniał, że to ma być dramat, a odcinków tylko 12!
 Balansu tu nie znajdziemy. Logiki również proszę się nie doszukiwać, wystarczy jedno słowo – anime. Wszystko jasne. Anime rządzi się własnymi prawami, więc jest tu większa granica wiarygodności, co pozwala bardziej naciągać fakty. Dobrym przykładem jest istnienie obserwatorium, które bez problemów służy bohaterom jako lokum, a niedaleko są nawet gorące źródła! Nikt nie domaga się opłat za prąd, żaden nauczyciel tam nie zagląda, nie ma opiekuna dla kółka astronomicznego…Żyć, nie umierać. Na tego typu rzeczy nie powinniśmy zwracać uwagi, bo anime nie musi być realistyczne i wiarygodne. Jakby nie patrzeć to wymyślona historia w wymyślonym świecie. Nie ważne, że dramat.
 Pomińmy trochę chaotyczność i naciąganie, które towarzyszy wielu seriom, co wcale nie musi zniechęcać do oglądania. Zajmijmy się rzeczami, które mogą przyciągnąć.
 Na pewno będzie to historia. Szczególnie dla fanów Elfen Lied. Jeśli ktoś potrafi się zagłębić w oglądanie, nie oceniając serii co chwilę, to jest się w co wciągnąć. Czuje się napięcie, pojawiają się pewne nadzieje i oczekiwania, które raz za razem zostają zniszczone, więc dochodzimy do momentu, gdzie widz nie wie za kogo trzymać kciuki, bo…Kto wie co się właśnie stanie?

 Głównym bohaterem serii jest nastoletni chłopiec o imieniu Murakami Ryouta. Stara się z całych sił być najlepszym w szkole by spełnić czyjeś marzenie czyniąc je swoim. Pewnego razu do jego klasy zostanie przeniesiony nowa uczennica – Kuroha Neko. Dziewczyna złudnie przypomina mu jego ukochaną z przeszłości. Do tego stopnia iż nie może być obojętny wobec niej i czuje się zobowiązany by jej pomóc. Okazuje się to nie lada zadaniem, bowiem Neko jest zbiegłą wiedźmą. Każdy dzień, może być jej ostatnim.
 Dramatyzm mocno podkreśla muzyka, która jest ratunkiem dla serii. Tak jak ścieżka dźwiękowa w hack.Sign (szczególnie opening) sprawiała, że mimo iż seria była nużąca, narastała potrzeba dalszego oglądania, tak i w Gokukoku no Brynhildr pozwala ona przymknąć oko na niedociągnięcia. Zaskoczeniem może być fakt iż do tak krótkiej serii zrobiono aż dwa openingi, znacznie różniące się od siebie.



   Pierwszy jest bardzo klimatyczny – wzniosły, smutny i nostalgiczny. Wideo towarzyszące  muzyce jest świetną prezentacją dla serii. 

Natomiast drugi, który również bardzo mi się podoba, zdecydowanie zmienia nastrój na bojowy. Krąży sporo opinii iż nie pasuje do serii, ale chyba nikt nie zwrócił uwagi na tekst, który jest esencją tego anime.




,,Don’t know what’s being misunderstood
Missiles flying, children getting shot
Swindles everywhere
People who should be the most loved ones, killing each other
Once you keep an eye off, things get stolen.

The world is like this
The world we don’t know
The unknown world
Out of our hands
It don’t matter
Covering it up, acting like you don’t see a thing
If you think it’s a different thing
You won’t notice that the world you live in is
eventually hitting towards this matter


…”

( Taka mała anegdota – w 24 sekundzie openingu słychać jakby wokalista śpiewał „Virgin running to the stairs” :D)

 Kolejnym plusem będzie kreska. Dziewczyny wyglądają ślicznie. Stonowane, dobrane kolory, ciekawe stroje,  ich oczy – lepsze niż w mandze. Otoczenie jest żywe, zawiera sporo szczegółów. Warto jeszcze wspomnieć o scenach bitew i śmierci. Pomijając cenzurę, prezentują się świetnie. Nigdy bym nie pomyślała, że widok rozpadającego się ciała będzie taki interesujący.






 Jeszcze na koniec, wspomnę o samym tytule. Postać Brunhildy pochodzi z nordyckiej mitologii. Jest jedną z walkirii. Wojowniczki te na rozkaz Odyna zabierają dusze bohaterów do Valhalii. Względem anime, może to nawiązywać do wiedźm, których niszczycielska moc jest w stanie odbierać życia. Poza tym sama postać Brunhildy oraz jej historia nie mają żadnych nawiązań. Jeśli ktoś jednak ma inne zdanie na ten temat i znalazł coś ciekawego – zapraszam do komentowania.



jxbp.deviantart.com/





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szkielet Smoka Panda Graphics