Przyjemna, rytmiczna aplikacja na androida w konwencji japońskich idolek. Do dyspozycji mamy wiele znanych hitów μ's. Jedyną wadą jest to, że zajmuje dużo miejsca - z aktualizacjami około 560MB.
Gra nie jest skomplikowana. Wygląda jak połączenie osu ze stepmanią. W dolnej części ekranu znajdują się kółeczka z postaciami na które musimy klikać gdy przechodzą przez nie kolorowe okręgi.Wraz z poziomem trudności wzrasta ich ilość oraz szybkość z jaką się poruszają.
Postacie które dane nam będzie posiadać pomagają nam w zabawie dzięki swoim umiejętnościom takim jak podwyższenie wyniku, ładowanie życia bądź ułatwienie trafiania w okręgi.
Zaczynamy grę wybierając jedną z członkiń zespołu μ's która będzie liderką naszej drużyny, a dopełnią ją zwykłe postacie. Jej atrybutem będzie smile. Kolejne idolki jakie zdobędziemy mogą mieć inne atrybuty - pure bądź cool. Potrzebne nam będą przy konkretnych piosenkach, gdyż dzielą się one na trzy grupy: smile, pure oraz cool. Im więcej nasza drużyna będzie mieć punktów poszczególnego atrybutu, tym lepsze wyniki w piosenkach. I tak przechodzimy kolejne utwory i nabijamy punkty w eventach by wzbogacić się o kolejne gwiazdy. Osobiście uważam, że ciężko zdobyć te naprawdę ładne.
K-popowa, łatwo wpadająca w ucho wesoła muzyka, pastelowe kolory i dużo słodkich dziewczynek. Polecam fanom m&a, gier rytmicznych oraz dla zabicia czasu. Wystarczy założyć słuchawki na uszy, włączyć internet i czas leci.
Tę kartę można zdobyć niezwykle łatwo. Wystarczy, że zalogujemy się przez 5 kolejnych dni i jest nasza :D Promocja trwa do 31 lipca i jest związana ze świętowaniem 10mln graczy >>klik<<
Drakengard 3 fabularnie jest prequelem dla 2 pierwszych części gry, dlatego znajomość pozostałych nie jest wymagana do tego by w pełni cieszyć się przedstawioną historią. Z początku przedstawiona prosto i wyraźnie, rozwija się typowo po japońsku więc można się trochę pogubić.
Świat, pogrążony w chaosie zostaje oczyszczony przez pięć bogiń zesłanych z niebios zwanych Uatutai. Przywracają pokój dzięki mocy ich pieśni. Każda osiada w innej krainie, pośród swoich licznych zwolenników oraz towarzyszy odzwierciedlających ich charakter (zboczenia seksualne). Po czym pojawia się jeszcze jedna – Zero. Jest bardzo zdeterminowana by zabić siostry, które nie są takie jakby wydawało się na początku.
Podczas gry towarzyszyć nam będzie smok Mikhail oraz wraz z postępami nowi towarzysze. Poboczne postacie wnoszą sporo humoru nieprzerwanie ze sobą dyskutując tudzież dogryzając co jakiś czas.
Jak w poprzednich częściach Drakengard, w tej grafika również jest odpychająca. Gra wygląda jakby ktoś się pomylił i jego pierwotnym zamierzeniem było wydanie jej na platformę ps2. Tła są obrzydliwe, kolory ubogie, a tekstury straszą pikselami. Jakby tego nie było dość, mapy często się powtarzają. Pustynia za dnia i nocą to wcale NIE dwie różne plansze. Jakby tego było mało, przy większej ilości przeciwników gra klatkuje.
Na szczęście ktoś zadbał o projekty postaci. „Moby” prezentują się świetnie, przy czym te większe można rozłożyć na czynniki pierwsze, ucinając im wszystkie kończyny. Modeli bossów jest całkiem sporo, a każdy wygląda oryginalnie. Tak samo ma się sprawa w przypadku postaci żeńskich oraz ich towarzyszy. Postać którą gramy – Zero, ma biały strój i włosy oraz jasną cerę, co świetnie kontrastuje z masą krwi, którą zostaje oblana z każdym zabitym przeciwnikiem. Po jakimś czasie, plamy znikają z postaci, gdy nie bierze udziału w walce.
Pod tym względem grafika jest strasznie nierównomierna. Oczy bohaterki jarzą się i spowija ją mordercza aura, jest tyle szczegółów na ubiorze postaci, a nie mogli się postarać o lepsze tekstury i mapy? Gdybym miała wybierać na co wydać pieniądze to w pierwszej kolejności na modele postaci, ale żeby tła były takie biedne? Porażka.
Z tego co wyczytałam za same projekty postaci był odpowiedzialny Kimihiko Fujisaka znany z prac nad Drakengard i The Last Story, natomiast głównym projektantem był Taro Yoko, który pełnił tę samą rolę przy Drakengard i Nier. No cóż…teraz wiadomo dlaczego tła są takie brzydkie. Można się tylko pocieszać tym, że w Nier wyglądały gorzej.
Podobna do Zero
A on wygląda jak połączenie Caim +Nier
Mimo ubytków graficznych, gierka jest niebywale wciągająca. Masakrowanie przeciwników sprawia dużą przyjemność, do czego mamy pokaźny arsenał broni białej pogrupowanej w cztery rodzaje: miecze, włócznie, rękawice oraz okrągłe ostrza - chakramy. Uwaga! Do kompletnego przejścia gry wymagane jest zdobycie wszystkich dostępnych broni, więc lepiej nie przegapiać skrzynek ze skarbami co by to się później nie wracać. W każdej planszy są najwyżej 3, więc nie jest to trudne zadanie. Resztę broni dostaniemy od towarzyszy oraz w zadaniach pobocznych.
Z potworami trzeba się czasem pomęczyć, więc nie nudzi. Chociaż są bardziej upierdliwe niżeli trudne. Zastanawiam się czy kiedykolwiek uda mi się przejść ostatniego - jedyny wyjątek, naprawdę ciężki do przejścia.
Całości dopełnia muzyka. Dobrze dopasowana oraz połączona, to ona tworzy nastrój w grze. Znajdą się tam gitary elektryczne, elektronika oraz żeńskie chórki. Najbardziej podobają mi się te wolniejsze, nastrojowe kawałki przy cutscenkach.
Niestety nie dane jest nam pograć z japońskim dubbingiem. Musimy za niego osobno dopłacić 21zł...chamstwo. Na szczęście angielska wersja jest całkiem dobra. Szczególnie głos Zero jest niski i sarkastyczny co pasuje do postaci. Jedynym minusem będzie Mikhail, który brzmi trochę jak robot.
Grę polecam szczególnie zwolennikom japońskich gier, którzy przymykają oczy na grafikę, przy czym doceniają dobrą fabułę.